wtorek, 28 lipca 2015

Prolog. "Jak potrzeba to stać nie chce, a jak by się przydało to nie może!"

      Wyjazd na zgrupowanie do Francji zbliżał się wielkimi krokami. Tak się jednak składa, że przed samym wyjazdem mają miejsce urodziny naszego kochanego prezesa polskiego związku piłki siatkowej, którego zna każdy. Imię Mirosław to jedno z najczęściej wymienianych zaraz po zawodnikach i trenerze w kontekście Mistrzostw Świata, które lada moment rozpoczną się w naszym pięknym, spragnionym siatkówki kraju. Każdy również pamięta za sprawą niejakiego Krzysztofa I., jak to niejaki Paweł Z. pozdrawiał swojego ukochanego prezesa w jednym z materiałów filmowych tego pierwszego. Ale wracając do urodzin... Każdy szanujący się reprezentant naszego kraju ten wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju dzień musiał mieć w swoim kalendarzu zakreślony mocno czerwonym markerem, a jeśli pamięć go nie zawodzi, to mocno w niej wyryty chociażby po to, by składając życzenia swojemu szefowi, podlizać się jego względom. Bo czemu by nie? Jednakże, jak wiadomo każdemu może niekiedy pamięć spłatać figla, a kalendarz może się zawieruszyć, a już na pewno naszym reprezentantom, którym trudno przychodzi zapamiętanie, kiedy to ich własna małżonka na świat przyszła. Tak czy inaczej, o ich pamięć zawczasu zadbał wspaniałomyślny Pan Mirek, rozsyłając do każdego reprezentanta zaproszenie na jego bal urodzinowy, ponieważ nie chciał powtórki z rozrywki, kiedy to przybywali jedynie nieliczni, a przeważnie jedynie rodzina. W tym roku musiało być inaczej!
       Prezes postanowił wynająć najlepszy lokal w Warszawie, do tego oczywiści pokoje hotelowe dla jego zagranicznych gości, których nie powstydziłby się nawet światowej klasy aktor. To miała być impreza z pompą! Lista gości nie miała wręcz końca, znalazła się na niej oczywiście cała kadra siatkarzy z trenerem na czele, oczywiście z partnerkami a nawet dziećmi, Widniały tam również nazwiska siatkarek, wielu ludzi biznesu i sportu ze wspaniałym skoczkiem narciarskim Adamem Małyszem, który co prawda, z siatkówką nic wspólnego nie miał, ale otwarcie deklarował, że jego ulubionym zawodnikiem jest Winiarski. Pan Mirosław nie omieszkał zaprosić również swoich licznych partnerów biznesowych, przyjaciół z zagranicy, no i każdego, o kim sobie w porę przypomniał.
      Zaproszenia dotarły oczywiście na czas, jednak który siatkarz jest na tyle często w domu, co by rzuciła mu się w oko biało czerwona koperta, w której ono widniało? Przed samym wylotem do Francji siatkarze dostali kilka dni wolnego, większość niestety zapomniała, że w tym czasie ma odbyć się wielka impreza na cześć Prezesa, jednakże ich wspaniałomyślne małżonki pamiętały o tym doskonale, kupując piękne suknie, buty i dodatki. Nie każdy był z tego fakty zadowolony, wielu z nich miało już inne plany na ten wieczór, nierzadko wynajęty już pokoik gdzieś nad morzem czy jeziorem, by spędzić miły czas z żoną, narzeczoną czy dziewczyną. Na nic zdały się ich błagania, żeby odpuścić uroczystość, panie były nieugięte. Nie pozostało im nic innego, jak tylko wypachnić się wystarczająco, co by zabić zapach siłowni, którym byli przesiąknięci, dołączyć do swoich pań i biegusiem wręcz dostać się pod wyznaczony adres.
    Limuzyny naszych Orłów zapełniły parkingi wokół hotelu, a muzyka z lat młodości Pana Mirosława przyjemnymi rytmami raczyła przechodniów przed jak i wewnątrz budynku. No bo kto nie lubi posłuchać za darmo "She's a Lady" Toma Jones'a? Jako pierwszy do obrotowych drzwi ruszył Karol Kłos ze swoją Darią, pewny siebie i nawet dosyć szczęśliwy, bo po drodze, siedząc w aucie, uświadomił sobie, że ma to jednak dobre strony - będzie mógł sobie pochlać i to na legalu, bez zrzędzenia swojej ślubnej. Zatarł ręce i szybciutko złapał za klamkę, już czując ten klimat. Hmm pachnie rosołem, i to dobrym! pomyślał. Zdziwił się jednak chłopak bardzo, kiedy to dwóch goryli, stojących przy wejściu, zastąpiło mu drogę, chwyciło za ramiona i wręcz przeniosło do tyłu.
       - No ale że o co chodzi?! - spytał z wyrzutem, wyrywając się im. Otrzepał swój nowiuśki garnitur z niewidzialnego kurzu, który to tak brutalnie został pognieciony przez ochroniarzy, jednak nie zdołał rozprostować zagnieceń na łokciach.
     - Zaproszenie! - jeden z mężczyzn wyciągnął dłoń ku środkowemu. Karol jakże zaszokowany pomacał się po kieszeniach. Nie miał pojęcia zielonego, jakim prawem oni tak go traktują. Toż to Karol Kłos bez zaproszenia powinien wejść, ot co! W tym samym czasie do środka kolejno dostali się Kurkowie, Bartmany, Ignaczaki i Kubiaki, a ten biedny stał dalej jak sierota, nie mogąc pojąć, jak to możliwe, że oni zaproszenie pisemne mieli, a on go nawet nigdy na oczy nie widział.
     - Chamstwo w państwie normalnie, ja się Kłos nazywam! Jestem środkowym reprezentacji i wchodzę! Nie powstrzymacie mnie! - wypiął dumnie klatę do przodu, nabrał powietrza w płuca i bez zastanowienia zaczął się siłować z blokującymi mu przejście facetami.Nie umknęło to uwadze pięknej Darii, która to zastanawiając się nad głupotą swojego mężczyzny, stała z boku i śmiała się z całej sytuacji. Oczywiste było przecież to, iż to właśnie ona dzierżyła w kopertówce wejściówkę, ale jej mężulkowi to nawet na myśl nie przyszło. W końcu postanowiła przerwać ten kabaret i ocalić swojego biednego męża.
    - On wchodzi ze mną - z trudem powstrzymując śmiech, pokazała kopertę ochroniarzowi i pociągnęła męża za krawat, żeby się nie zgubił w tłumie.
       W środku zabawa rozkręcała się, a motywem przewodnim był jak na razie kieliszek szampana w dłoni i gromkie "100 lat" na cześć jubilata. Och, byście widzieli ten uśmiech na twarzy prezesa, te prawie łzy w jego oczach, te rumieńce na policzkach. O mało co nie pękł z dumy! Pomiędzy dorosłymi biegały sobie dzieciaczki, które to oczywiście nie były zainteresowanie towarzystwem na wyższym piętrze wzrostowym. Najważniejsze w tej chwili były różne gry i zabawy typu berek i chowany. Z boku sali stał jedynie młody Ignaczak, który stwierdził, że jest za stary na takie zabawy i woli wypić Pepsi z lodem przy barze. No tak, w końcu te 10 lat to nie w kij dmuchał. Jakby to powiedzieć, znajdował się na tak zwanych półpiętrze wzrostowym. Oko młodzieńca co chwile uciekało w stronę młodej panny Zagumny, która w zielonej sukieneczce i czarnych bucikach wyglądała naprawdę uroczo.Tego właśnie wieczora młody utwierdził się w przekonaniu, że to właśnie z tą kobietą chce spędzić resztę swojego życia. Tak, tak, Sebuś myślał na poważnie o swej przyszłości z Wiktorią, więc dokładnie układał sobie rozmowę ze swoim przyszłym teściem, a jak się łatwo domyślić, to nie lada wyzwanie w ogóle rozmawiać z Panem Gumiastym i to jeszcze o zamążpójściu jego córki! Ledwo co zniósł, że nie chce już ubierać się cała na różowo i nie śpi z misiem, a tu już takie nowiny!
       Popijając zimny napój utonął w swych przemyśleniach, a tym czasem tuż za jego plecami na parkiecie dochodziło do coraz gorętszych wygibasów. Na środku królował nie kto inny, ja Michał Winiarski, który to kopiował ruchy Michaela Jacksona, przyprawiając tym pozostałych biesiadników o boleści brzucha ze śmiechu. Najbardziej uradowany był oczywiście Prezes, ze na jego przyjęciu wszyscy tak świetnie się bawią, ale kto by się nie bawił, jakby za darmo miał picie, chlanie i dobrą zabawę? Samemu siatkarzowi strzelił do głowy genialny, jego zdaniem oczywiście, pomysł. Podbiegł do orkiestry, zagadał do wodzireja i już po chwili z głośników popłynęły pierwsze dźwięki jednej z ulubionych piosenek polskich siatkarzy, a szczególnie Uszatego. Muzyka rozkręciła się na dobre, sam Michał przegapił początek, więc poprosił o bis DJ'a.
      - Poszedłem z Dagą na molo, pełna saszeta, relaks full, uderzam solo. Uraczyłem Dagę zimną Coca-Colą, a ona mnie mentolowym Marlboro... - Każdy z siatkarzy śpiewał razem z Michałem, zmieniając jedynie imię na to swojej wybranki, co z tego, że każda z nich wręcz piorunowała wzrokiem. - A teraz wszyscy razem!
       -  Będę brał cię!
       - Gdzie?
       - W aucie!
       - Mnie?
       - Cię!
       - Eeee....
       - Ehe.
      Impreza trwała dalej, kobiety jak to kobiety musiały pozłościć się na swoich mężów za wygłup sprzed kilku chwil. Najgorzej miał jednak niejaki Winiarski, który to od swojej żony trzymał się z daleka. Ta po skończonym utworze wystrzeliła jak proca z miejsca i podreptała na swoje miejsce, gdzie od razu walnęła sobie kieliszek wódki. Aż się trzęsła cała, ledwo co nalała sobie i niczego cudem nie rozlała. Nie wiedziała czy się śmiać czy płakać, albo może zignorować. Jej własny mąż! Co on sobie myśli?! Pożałuje tego! Do głowy wpadł jej genialny pomysł. Podreptała więc szybko do kierownika orkiestry, zamówiła sobie kawałek i dostała do ręki mikrofon. Wzięła głęboki oddech, wypięła dumnie pierś do przodu, zamknęła na chwilę oczy i wyobraziła sobie minę męża, gdy to usłyszy. Widziała ten jego błysk w oku, uśmiech na twarzy i delikatne dołeczki w policzkach, które tylko ona zauważała. Ech, Winiarski to jednak jest przystojniak, MÓJ PRZYSTOJNIAK!, pomyślała. Wypościła powietrze z płuc, weszła na scenę i stanęła w blasku reflektorów, skierowanych tylko na nią. Muzyka zaczęła grać, oczy wszystkich zwróciły się na Winiarską, której przeszło całe zdenerwowanie, zaczęła radośnie podrygiwać i śpiewać tekst doskonale opisujący jej męża.
         - Jak zwykle znów nie robisz nic, 
          Gazetę czytasz cały dzień. 
         Łaskawie czasem obiad zjesz, 
         Po domu snujesz się jak cień. 
         Ty z kolegami wolisz pić, 
         Niż z moją mamą ciasto piec. 
         I zamiast dzieckiem zająć się, 
         Musiałeś wyjść na mecz. 
         To nie jest idealna miłość, 
         Lecz ja i tak kocham Cię. 
          Ale jesteś świnią, choć ty tego nie chcesz.
           Ostatnie wersy niemalże wykrzyczała razem z innymi paniami, które dołączyły do niej. Każda z osobna śpiewała, patrząc się na swojego męża i kokietując go. Każdy facet to świnia, ale jaka kochana, przystojna, męska, wyjątkowa, no i nie da się bez tej świni żyć, tak to już jest na tym świecie. Chłop bez baby, baba bez chłopa, to już nie taka sama ludzka żywota. 
         Towarzystwo przestało już trzymać się zasad ładnego i porządnego zachowania. Mężczyźni zluzowali krawaty, panie pozrzucały wysokie obcasy. Bartman dogłębnie zwiedził już hotelowe lobby, a szczególnie jego kanapę, gdzie jego Gabryśka naprawdę głośno się nawzdychała. Rudej pumie natomiast spodobał się hotelowy ogród i ławeczka w ustronnym miejscu nad małym stawikiem. Pan Mirek doczekał się kolejnego gromkiego "Sto lat" na swoją cześć. Dostał nawet dwa torty, które jednocześnie wjechały na salę. Na jednym jarzyły się świeczki, na drugim nie było niczego. Prezes wiedział o istnieniu jednego z tortów, drugi to niespodzianka od współpracowników, którzy doskonale prezesika znają i wiedzą, co mu po głowie biega. Dźwięki umilkły, muzyka przestała grać, Mirosław zbierał się, co by ukroić pierwszy kawałek tortu i wręczyć go swej małżonce, uradowanej tak samo jak on, wystrojonej jeszcze lepiej od pani prezydentowej, gdy trzeba było z Obamami się spotkać. W tym jednak momencie, gdy nóż dzierżył Przedpełski, gdy oczy wszystkich skierowane były w jego stronę z tortu obok, ku uciesze wszystkich mężczyzn, zażenowanych pań i nie wiedzących co się dzieje dzieci wyskoczyła goła baba! Oj co to się działo, to się działo! Zaczęła latać wokół wszystkich w samym skąpym bikini goniona przez Prezesową, ledwo co sznureczki stanika jej wytrzymywały te wstrząsy i opierający się na nich ciężar, a trzeba przyznać był to ciężar godny uwagi. Przedpełska złapała jakiegoś banana ze stołu i zaczęła się nim wygrażać bogu ducha winnej dziewczynie, która zrobiła to samo i wreszcie stanęły do walki. Walki na BANANY! Niestety paniom nie było dane dojść do bliższego kontaktu, banany straciły są twardość i sflaczały. Jak potrzeba to stać nie chce, a jak by się przydało to nie może!, pomyślała chyba każda kobieta na sali. 



^()^



Moje Miłe, zapinać pasy!
STARTUJEMY!
Eh no tak minął prawie rok, odkąd założyłyśmy tego bloga z Moniką, jakoś udało się nam sklecić kilka rozdziałów. Nie będę ukrywała, że Monika zrezygnowała z pisania, bo o tym informowała ona sama na swoim(teraz już moim)blogu. Jednak tu zostaje ze mną, żeby podsyłać pomysły i nadzorować jako starsza pani profesor moją pracę :D
Moniko, indeksu mego nie dostaniesz xd
Jak widzicie, jest to pisane całkowicie inaczej, niż wszystkich do siebie przyzwyczaiłam, jednak czasem trzeba coś zmienić i się oderwać :P 
Spokojnie, dramatycznopłaczliwołzowa część mnie nadal istnieje i rozwija znów skrzydła :)
Mam nadzieję, że nasz zwariowany projekt, który przyznaję może wielu osobom w głowie zamieszać, wam się jednak spodoba :D
Zostawiam Was z głębszymi przemyśleniami po tym prologu i gwarantuję, że dalej będzie tylko "gorzej na główkę" xd
Całuję mocno :*

Facebook    Ask   Instagram  Lights will guide you home 2   snapchat - kari199813