czwartek, 20 sierpnia 2015

1. "Galimatias! Wybiegać w przyszłość, czy modlić się o szczęśliwą podróż?"


    To już dziś. Wielki i zarazem pierwszy taki dzień, kiedy to polska reprezentacja w piłce siatkowej mężczyzn wyrusza na zgrupowanie poza granicami Polski. Bądźmy szczerzy poza granicami Spały, która jest ich treningową świątynią, jak oni poradzą sobie gdzieś indziej. Jak poradzą sobie poza naszym krajem?! To będzie olbrzymi eksperyment, ale w końcu ten, kto nie ryzykuje, nie wygrywa, a dla naszych siatkarzy tegoroczne ryzyko, byleby tylko osiągnąć końcowy sukces, jest opłacalne. Zaufali trenerowi Antidze, powierzyli swoje marzenia w jego dłonie, więc pójdą za nim teraz wszędzie, nawet w ogień, jeśli zapewni ich, że na końcu drogi czeka na nich medal Mistrzostw Świata, tych polskich mistrzostw. Tak więc dnia dzisiejszego, dokładnie dwudziestego siódmego lipca piętnastoosobowa kadra siatkarzy wraz ze swoimi rodzinami oraz cały sztab trenerski stawia się na lotnisku, by za kilka godzin zameldować się we francuskim kurorcie wypoczynkowym w Capbreton i to tam odpoczywać i zacząć budować formę do najważniejszej tegorocznej imprezy.
       - Ignaczak! Chodź no tu! - niejaki Zbigniew Bartman pseudonim "ZB9" wydarł się przez pół terminalu tylko po to, by niejaki "Igła" nagrał go i jego żonę Gabrysię. Główny powód tego hałasu, to chęć pochwalenia się przed wszystkimi, którzy jeszcze nie poznali osobiście jego małżonki właśnie nią, jednak o tym głośno się nie mówi. - Idziesz, czy może już ci te igiełki powypadały i nie dasz rady dojść? - zaczął śmiać się histerycznie, jakby właśnie powiedział coś śmiesznego, ale umówmy się, nic takiego nie miało miejsca. Śmiał się tylko on.
       - Żebyś ty dochodził tak, jak robię to ja w tym wieku, to byłoby wszystko z tobą dobrze, a tak musisz zadowalać się upokarzaniem w twoim mniemaniu innych - Ignaczak odgryzł się na wizji, by za chwilę zacząć wesoło świergotać do panny Gabrielli Bartman. - Witamy w kadrze piękną młodą mężatkę - ucałował jej policzek, zadał jeszcze kilka ogólnych pytań i popędził dalej.
      Nikt nie spodziewał się takiego rozgardiaszu na lotnisku, jaki panował dziś. Wokół siatkarzy kręciła się masa ludzi począwszy od sztabu, po bliskich oraz kibiców, z których dosłownie każdy chciał zrobić sobie zdjęcie ze swoim idolem, nie zważając na to, że z drugiej strony wyglądało to zgoła inaczej. Taki na przykład Karol Kłos razem ze swoją Daryją, również świeżo upieczoną małżonką, przeglądali walizki w poszukiwaniu jego ulubionych bokserek, których wyjątkowo na zgrupowanie za granicą zabrał kilka par, co z tego, że każde były granatowe i miały ten sam wzór, liczy się ilość! Z kolei niejaka Ruda Puma, zwana inaczej Pawłem Zagumnym, czaiła się z dala od wszystkich w ramionach swojej małżonki, gdyż czuła się odrzucona z powodu koloru włosów, jakie zagościły na jego głowie już prawie od trzydziestu siedmiu lat. Wiekowy chłop! Ale to nie wszystko, taki Winiarski z Wronką biegali wokół wszystkich szukając małego Oliwiera, który pobłądził wśród tych przemiłych pań z obsługi. Co z tego, że wręcz musiał pobłądzić, ażeby wujkowi Andrzejkowi załatwić numer do przepięknej blondynki... O tym również się nie mówi! Najbardziej dumnie do zdjęć pozował jednak Bartosz zwany Siurakiem Kurek, który wszędzie taszczył na rękach swoją córeczkę. Mało co nie pęk z dumy... Reszta... O reszcie można powiedzieć, że byli nawet zadowoleni, a doprecyzowując mocno wkurzeni.
        Oazą spokoju był za to sam główny pomysłodawca całego przedsięwzięcia, który potulny jak baranek siedział obok swej uroczej małżonki z dwójką dzieci na kolanach, które dzielnie trzymały się ukochanego ojca za szyję, coby się w jedną czy drugą stronę nie przechylił zbytnio. Coś było na rzeczy! Niejaki Ignaczak, zerkając na swego szefa, już po chwili wiedział, że coś jest nie tak, dobre ujęcie w jego zbajerowanej kamerze uchwycić zdoła wszystko, więc podkrążone, zmęczone oczy, usta wygięte w grymasie, nawet nieład na głowie nie mogły umknąć jego uwadze. Podreptał więc szybko do Możdżonka, który zawzięcie dyskutował ze swą panią o tym, że wcale, a wcale nie urósł przez ostatnie dziesięć lat, co oczywiście było brednią, bo znała go wtedy, gdy był jeszcze nawet niższy od niej, bo jakby ktoś nie wiedział, niejakie Drzewo zwane potocznie Marcinem było kiedyś małe, ale to rzeczywiście było bardzo dawno temu. Kazał się natychmiast nachylić swemu przyjacielowi, no bo w końcu jak by to wyglądało, gdyby wspinał się na palce i szeptał coś wprost do jego uszu, no przecież od razu zaczęłyby krążyć plotki, a jutro rano zobaczyliby się na okładce FAKTU z podpisem "Nowy romans w kadrze? Czy to jest normalne? W każdym razie młodej parze życzymy szczęścia!".
     - Ej ty, popatrz no ty na tego Żabojada naszego... - nakazał wierzy niestacjonarnej. - Wyczuwasz coś na swoim radarze? - popatrzył jeszcze raz przenikliwie na trenera, a potem na byłego ElCapitano.
       - Krzysiu, toż to widać na pierwszy rzut oka, że Łysy Terrorysta coś przy nim w nocy majstrował, bo druga połówka naszego Francuzika chciała się wyspać, a ten jej nie dawał, więc poszła do doktorka i dostała odpowiedni specyfik... - Marcin został obrzucony dziwnym spojrzeniem ze strony libero.
         - Ty tak serio? Znarkotyzowali nam Trenejra? - zaświeciły mu się oczy. - Ale zaraz, zaraz... skąd ty to wszystko wiesz? Byłeś w nocy u Oskara? - zszokowana mina Krzysztofa wyrażała więcej niż tysiąc wypowiedzianych słów, które już nie raz wypowiadał do swej ukochanej... kamery, bo do małżonki te najczulsze słowa zwykł szeptać. - Haniu, składam kondolencje... - zwrócił się do pani możdżonkowej, chwytając w swoje dłonie jej ręce. - Łączę się z tobą w bólu w tej traumatycznej chwili, kiedy to twój ukochany noce spędza u fizjoterapeuty.
        - Marcin, o czym on mówi? - spojrzała się na swego narzeczonego, który już zbierał się do sprintu. No proszę trening biegowy na lotnisku? Tego jeszcze nie było! Takie rzeczy tylko w Polsce.
      Ignaczak podreptał jednak w końcu dalej, przecież jego kamera musiała zarejestrować wszystko, nic nie mogło nie zostać nagrane, jeśli wskaźnik baterii pokazywał ponad połowę energii. Jego wyczulone ucho usłyszało nagle, jak w oddali żywą dyskusję prowadzi Michał, który poszedł w żołędzie już prawie trzy lata temu, ze swoją partnerką. Libero dyskretnie więc zaczął zaczajać się w ich kierunku po drodze zaczepiając Wlazłego, który radośnie śmiał się do swojego synka, który to właśnie kręcił piruety z małą Dominisią, którą Ignaczak poznał dopiero po chwili, gdy zobaczył obok niej swoją żonę. Jego własna córka, a tak wystrojona, że aż tak przychylniej spojrzał na młodego Wlazłego. Uśmiechnął się szeroko i podreptał dalej. Gdzieś po drodze zobaczył również Nowakowskiego, który myślał, że chowając się w korytarzu prowadzącym do łazienek, ukryje się przed całym światem, ale jak powszechnie wiadomo, przed kamerą Ignaczaka zwaną Jadźką nic się nie ukryje, więc zarejestrowała ona, jak wpycha swój język w usta partnerki, a łapy pcha do jej tyłka. Ale drodzy moi mili, siatkarz też człowiek, niech sobie życie umili!
       - Heroinka, do pana! - chyba nie tego spodziewał się Michał Kubiak, gdy zaczął głośno krzyczeć. Tuż obok niego po chwili zjawił się bielusieńki pudelek, którego bez zastanowienia wziął w ramiona, niczym Kurek swą córkę i przytulił z całych sił. - Moje kochane... - zaczął się rozczulać nad pięknym stworzeniem, które urzekło i samego Krzysztofa, w którym nagle obudziły się podkłady czułości, a można nawet powiedzieć, że obudził się instynkt rodzicielski. Rozejrzał się on wokół siebie, zakręcił pirueta obok żony, chwytając ją w ramiona i odciągając na bok, gdzie zmysłowym głosikiem zaczął do niej mówić i umilać sobie dokładnie tak samo życie, jak przed momentem robił to środkowy.
      - Ja ci dam Ignaczak przyjemne chwile! Uważaj, że je zobaczysz! Śpisz na podłodze! - Iwonka krzyknęła groźnie do męża, powodując jego smutną minę, po czym oddaliła się z powrotem do córki, a do libero podbiegł jego własny rodzony syn.
         - Nie martw się tato, z kobietami tak już jest... Trzeba to jednak przyjąć na klatę i walczyć dalej - poklepał ojca po plecach. - Patrz i ucz się tato! - w jednej chwili znalazł się w okolicach Rudej Pumy, która natychmiastowo groźnie popatrzyła w stronę Ignaczaka, ale ten wzruszył jedynie ramionami i przyglądał się sytuacji, jak to jego własny syn radzi sobie lepiej z dziewczyną niż on, bajerując niejaką Wiktorię, której ojciec wzrokiem zabójcy śledził zarówno ojca, jak i syna z rodu Iglastych.
       Zza zakrętu prowadzącego do innego korytarza wyłoniła się nagle poddenerwowana Paulina Wlazły, której szpilki głośno stukały o kafelki na podłodze. Szła szybkim krokiem, spokojnie mogłaby brać udział w zawodach dla chodziarzy, a już na pewno w takich, w których trzeba mieć na nogach szpilki. Była zdecydowana, zdenerwowana i wkurzona. Nawet Ignaczak nie śmiał się do niej odezwać, a przecież on odzywa się do każdego i kameruje wszystkich. Z jej oczu ciskały gromy, a zaciśnięte pięści pozwalały bać się, że zaraz je otworzy i rzuci na kogoś czar, jak te wszystkie wredne jędze z bajek dla dzieci. Notabene wszystkie dzieci obecne na lotnisku wtuliły się mocniej w swoich rodziców, a zwierzęta we właścicieli. Gdy wreszcie zasiadła na swoim miejscu, wyjęła nowoczesnego smartphone'a i utkwiła w nim swój wzrok, każdy odetchnął z ulgą. Jednak nie na długo, bo po chwili wszyscy usłyszeli, jak o własne nogi potyka się druga połówka Pauliny, niejaki Mariusz "Niezdara" Wlazły. Mimo spektakularnego upadku, podniósł się szybko z podłogi, uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi i ruszył swobodnym krokiem przed siebie. Był całkowitym przeciwieństwem swojej żony, do której właśnie zmierzał. Zasiadł obok niej na krzesełku, nawet próbował ją objąć, jednak jej wściekłe spojrzenie nie pozwoliło mu na to.
          - Co jest? - zapytał troskliwie, zbliżając się do małżonki.
         - Domyśl się! - wykrzyknęła, podniosła się z miejsca i pomaszerowała dalej. Ocho, chyba ma TE dni, pomyślał Krzysiu.
         Słychać było tylko stukot jej obcasów, cała sala zamilkła.
        Po upływie kilkunastu minut każda osoba dostała wreszcie swój bilet, oddała bagaż, by ten spokojnie znalazł się w samolocie z nadzieją, że żadne nadprzyrodzone moce się nim nie zaopiekują w przestworzach i wreszcie całą grupą ruszyli do wynajętego tylko dla nich samolotu, który miał ich przenieść do treningowego raju dla sportowców i wakacyjnego dla ich rodzin. Żyć nie umierać i tylko się pławić w tym luksusie, który pan kochany prezes, którego Ruda Puma wręcz kocha się wreszcie postarał i za namową Francuzika załatwił genialne miejsce do zgrupowania. Oby tylko za dziewięć miesięcy cała ta piętnastka chłopa nie przyszła do niego z zaproszeniami na chrzciny, a dzieci na imiona nie miały Mirosław/Mirosława oraz Stefan/Stefania. Tego polskie społeczeństwo już by nie zniosło! Co to co nie! Nawet chyba na korupcję przymknęliby oko, no bo w końcu każdy wie, jaki Polak pazerny na pieniądze jest. 
      - E, Kłosie, siedzisz czterema literami na moim miejscu! - zdenerwowany Bartuś od dobrych pięciu minut nie mógł znaleźć swojego rzędu, ale jak już go znalazł, to myślał, że wybuchnie... Że niby ma siedzieć z własną szwagierką, gdy tam gdzieś z dala siedzą jego dwie ukochane kruszynki same? Co to to nie! - Dawaj mi tego bileta swojego, bom się chyba pomylił i Winiarowego chwycił, a ty mojego... Toż to taki galimatias powstał! - wyrzucił ręce do góry, co zarejestrowało baczne oko naczelnego filmowca reprezentacji, który zadowolony siedział razem z dziećmi w jednym rzędzie, tylko się doczekać żony nie mógł.
        - Co ty ode mnie chcesz? - Karol wstał z miejsca przestraszony i rąbnął głową w sufit. Zaczął się rozglądać wokół siebie nerwowo, gdy zorientował się, że kobieta, która przed chwilą chwycił za dłoń i zaczął opowiadać, jak to mu się kolana wodniste robią, gdy leci samolotem, to nie jego ukochana Daria, tylko niejaka Flawia, którą bądź co bądź bardzo lubił, ale na Boga!, nie kochał jej! - Gdzie mi moją kobietę porwaliście?! - krzyknął na całą maszynę, a gdy tylko usłyszał jej cieniutki głosik gdzieś z tyłu, od razu przebił się przez zdezorientowanego Bartosza i pobiegł w tamtym kierunku. Ignaczak śledził wszystko, ale kurna jego kobiety nadal nigdzie nie było!
         - Jak to ty Michu z moją żoną siedzisz?! Jak ty sobie to brachu wyobrażasz?! - Zbysław poderwał się jako kolejny. - Ja rozumiem, pożyczałem ci majtochy, jak żeś swoich zapomniał, pożyczałem ci skarpetki, jak dziury długimi pazurami w swoich porobiłeś, pożyczałem ci nawet gumki, żebyś dziecka gdzieś komuś nie zrobił, co jak widać na załączonym obrazku - tu pięknie uśmiechnął się do Moniki - nie udało mi się na szczęście... Ale kurwa, żony ci już nie pożyczę!
       - Co się tu do licha dzieje?! - Ignaczak krzyknął i popatrzył na wszystkich swoich kolegów. Wreszcie wzrokiem odnalazł i swoją zgubę, która siedziała gdzieś po środku samolotu i zawzięcie tłumaczyła Stefanowi, że nie rozumie ani słowa po francusku, co z tego, że była w Paryżu, przecież to były tylko zakupy! Jednak trener nie dawał za wygraną, dalej żabożył, zwracając się do niej. Krzysztof zarejestrował wszystko. Począwszy od Flawii, która słuchać musiała o miękkości w kolanach, po bulwersy Kurka, Kłosa i Bartmana. Jednak to nie wszystko. Piterowa Ola się zapodziała gdzieś z masażystą, koło Winiarskiej siedzieć miał Kura, Wrona przygruchał się koło Wlazłej Pauliny, a mały Arek nawet mu na kolanach już siedział... Wszystko było na opak! Jeszcze coś Igłę popchnęło z tyłu, odwrócił się gwałtownie i zobaczył jak Buszek z Miką wychodzą z ciasnej toalety. Tego było już za dużo. - Trenerze, niechże trener coś zrobi!
        - Ale żiee cou wiyy odie mnjie chciecje? - przemówił wreszcie łamaną polszczyzną, by po chwili zatoczyć koło głową i opaść bezwładnie na kolana Iwony. Wszyscy spojrzeli po sobie, by po chwili wydać z siebie przenikliwy jęk zawodu.
      - Cisza! Zaraz wszystko postaram się załatwić - odezwał się wreszcie jedyny trzeźwo myślący Mariusz Szyszko, na co nie wskazuje jego nazwisko, no bo kto normalny moje je mieć? Przecisnął się przez siatkarzy, podreptał w stronę stewardess, porozmawiał z nimi chwilę, choć dla Igły to była dłuższa chwila, a dla jego kamery nie dało się ukryć tych maślanych oczu. - Niestety nic nie da się zrobić. Macie siadać na tyłkach tam, gdzie was przypisali i nie dyskutować, bo inaczej nie wylecimy stąd dziś, a to się Prezesowi nie spodoba...
      Takim oto sposobem polska kadra siatkarzy zaczęła zgrupowanie. Co z tego wyniknie? Może lepiej nie patrzeć w tak odległą przyszłość, a modlić się, żeby szczęśliwie dolecieli? 




^()^



Siatkarka kurkowa:
Dzień dobry! 
Dzisiaj jako pierwsza przemawiam do Was ja-Monika zwana siatkarką kurkową :)
Jest nam bardzo miło i przyjemnie, że nasza praca została tak pozytywnie przez Was przyjęta! 
Szczerze? Bałyśmy się wraz z Dzuzeppe Waszej reakcji, no bo w końcu to jest coś zupełnie innego niż być może miałyście okazję dotychczas czytać :)
Każdy kolejny rozdział będzie coraz bardziej "rył banię".
Jak przystało na prawdziwą "Modę na Sukces" :D
Ahaaa....Jeszcze jedno-wróciłam do pisania!
Pomóż mi odnaleźć nasze najpiękniejsze dni
Karina, nie zgarniesz wszystkich laurów, co to to nie! :D
Teraz ty możesz się wypowiedzieć, pozwalam :)

Dzuzeppe:
Moje drogie, ważna informacja!
Gdyby nie Monika, ta historia nie powstałaby, to wszystko, to jej pomysł, ubrany jak na razie jeszcze w moje słowa, lecz w kolejnych rozdziałach będą to już nasze wspólne słowa, jeszcze lepsze od tego co tu!
Ja ze swojej strony chciałabym zachęcić Was do wpisania się do zakładki Informowani.
Ułatwi nam to mocno pracę. 
Chcę Wam o czymś powiedzieć. Jestem w gorącej wodzie kąpana. 
Zostań, proszę.
Może któraś z Was się zainteresuje ;)
Wiem, że wiele moich blogów obecnie stoi w miejscu, że nic się nie pojawia, ale ja chciałabym Was uspokoić, mam naprawdę dużo zapasów na każdym z blogów, po prostu nie czuję radości z publikowania, jeśli nie mam dla kogo, a i mój czas nie pozwala na tyle spędzania tu czasu, co kiedyś...
Aczkolwiek mam siły i będę pisać, dopóki mnie stąd nie przepędzą ;)
W końcu to co powyższe jakoś mi wychodzi ;P
Wraz z Moniką mamy pewną regułkę, ona rzuca pomysły, spisuje je, a ja je rozbudowuję i tak oto powstają Siatkarsko modowe perypetie :D
Całuję!

Facebook   Ask