Po przylocie do malowniczego zakątka Francji naburmuszeni siatkarze oraz ich rodziny wreszcie mogli rozprostować zasiedziałe kości. Usłyszeć można było jedynie przeciągliwe jęki, które normalnie słychać jedynie z sypialni, stękanie staruszków, których forma zdrowotna nie jest już taka jak kiedyś, płacz niemowlaków i małych dzieci, których ostatnio przybyło w reprezentacji oraz, co najdziwniejsze, francuski bełkot wydobywający się z ust trenera, który zaczął się do wszystkich przytulać, a jego własne dzieci dyskretnie oddaliły się od ojca, byleby nikt ich nie rozpoznał i nie łączył z tym farbowanym blondynem. Patrząc na twarze wszystkich można mieć tylko jeden wniosek, każda z obecnych tu osób modliła się w duchu, by żadna niespotykana niespodzianka nie przytrafiła się już reprezentacji. Jeśli tak wyglądają bożyszcze polskich i światowych nastolatek, to my podziękujemy za takie widoki zmarnowanych, wymiętych, zgarbionych idoli. Czasopisma dla kobiet prezentują lepsze ciacha!
Jedna postać wyróżniała się z tłumu szczególnie. Był to doskonale znany wszystkim Ignaczak, Krzysztof Igła Ignaczak wraz ze swoim synalkiem, który dostał przed chwilą kosza od panny Zagumny. Na twarzach obu panów widać było zdenerwowanie, gdzie brali swoje bagaże w dłonie i ruszyli do podstawionego autokaru. Krzyś o dziwo wyłączył nawet swoją wszystko widzącą kamerę, która obecnie spoczywała gdzieś na dnie jego podręcznego bagażu. Zdecydowanie widziała już za dużo! Wokół nich zaczął się kręcić Antiga, który wyrzucał do góry rękoma, przeszedł nawet na swój płynny polski, który powrócił mu, kiedy środki odurzające, które tak naprawdę miały go uspokoić, a podane były rzeczywiście przez Oskara, przestały działać. Słychać było tylko przepraszające słowa wypływające z jego ust oraz jakieś nogi... Chodziło mu o zimne nogi?! Takie do jedzenia?! ... (?) W końcu jednak wyszło na jaw to, że nieudolnie próbował przeprosić pana Krzysztofa za to, że lustrował swoim francuskim wzrokiem nogi pani Iwony. Jak wiadomo, są one powszechnie uważane za bardzo zgrabne, czego nikt nie ma prawa kwestionować, więc i oko Francuza mogło zboczyć w te rejony, w które nie trzeba. Ignaczak musiał w końcu zrozumieć zachowanie swojego byłego kolegi po fachu z wrogiej drużyny, którego pozasportowo bardzo lubił, ale teraz nie miał zamiaru się z nim zpouchwalać. W końcu patrzył lubieżnym wzrokiem na nogi jego żony!
Gdzieś za nimi wlokła się niejaka Flawia Kurek, której jej nijaki mąż od siedmiu boleści zarzucił zbyt duże zaangażowanie w rozmowę z Karolem o jego miękkich kolanach, które spowodowane oczywiście są jego zdrowotnymi problemami, no jakże może być inaczej? W dłoniach dzierżyła swoje podręczne torby, no bo przecież wiecznie zazdrosny i obrażony pan Mam Odstające Uszy I Dobrze Mi Z Tym porwał w swe ramiona córkę, bagaże i zniknął gdzieś, zostawiając biedną kobietę na pastwę Krzysztofa, który musiał jak najszybciej oddalić się od Żabojada. Lubiła tego wesołego człowieka, aczkolwiek chyba należy jej się chwila spokoju i ciszy, kiedy jej wiecznie nadąsany mężczyzna zostawił ją choć na chwilę, jednak nie mogła nacieszyć się samotnością długo, bo otoczyła ją Igła, a w oddali widać Uszatego, który wypina klatę, jakby miał jeszcze co, dzierżąc Małą na rękach, w okularach na nosie i z tym cwaniakowanym uśmiechem na twarzy. Nienawidziła go, a jednak tak mocno kochała...
- No nie gniewaj się już na mnie - zaczął, gdy tylko libero podreptał do swojej córki, by uratować ją z opresji, w jaką wpadła przez niejakiego młodego Wlazłego. - Następnym razem po prostu zajmij się swoim biednym Bartusiem. Wiesz jak ja cierpię przed lotem i w jego trakcie? Ja nic wtedy nie mogę! - skomlał, ciągnąc za sobą walizki do autokaru, jednak jego luba nadal była nieugięta i słowem się do niego nie odezwała. - Spać nie mogę, jeść nie mogę...
- Bzykać też nie możesz... - dało się usłyszeć gdzieś z przodu. Nikogo innego, niż kapitana reprezentacji nie można było wręcz o takie słowa oskarżyć, więc nikt nie był zdziwiony, jedynie Bartunio się czerwony zrobił. Michał celowo nabijał się ze swojego szwagra, mrugając do siostry swojej żony. - Kłosowi miękną kolana, a tobie ten, co wyżej się umiejscowił między twoimi nogami! - Tego jeszcze polska siatkówka nie widziała! Dzik w żołędziach przy zrywie, jaki wykonał starszy przyjmujący, to picuś! Ale miał powód w postaci nadciągającego na niego Bartosza. Niestety jednak biegł tak nieudolnie, że o mało co nie wygrzmocił się o stopę swej małżonki, która oczywiście jak najbardziej przypadkiem znalazła się obok i mu ją niechcący podstawiła. Nie żeby coś! Kochała męża! Chciała go tylko lekko ukarać.
Gdy wreszcie cała ekipa zapakowała się do autokaru, gnieżdżąc wszystkie swe bagaże w małym luku na nie, mogła wreszcie zabrzmieć stara polska muzyka, wręcz same polskie klasyki, które zwykł zapuszczać duet Winiarski&Bartman, którzy nieudolnie dzierżyli rolę trzymania polskiego bumboxa. Do repertuaru włączone zostały hity lata, disco polo, piosenki biesiadne, jak i wszystkie ulubione nuty DJ. Winiara, który to najlepiej zna środowisko muzyczne i odnalazłby się w nim doskonale, w końcu nie każdy ma TAKI głos! Od tego momentu nie mogła już zapanować cisza w tym wesołym autobusie, każdy bawił się doskonale, korzystając z chwili uniesienia. Gdzieś na tylnych siedzeniach Krzysiu wreszcie przytulił się do żony i śpiewał jej wprost do ucha refren hitu Milano "O Tobie kochana". Rozochocił się nawet Cichy Pit, którego długie łapy, klejące się wcześniej do pośladków partnerki nagle zaczęły prawie sufitu dotykać, tak się dobrze chłopak bawił! A Ola? Oli to nie przeszkadzało, modliła się jedynie o to, żeby niczego nie popsuł, bo ona płacić za to nie będzie! Specjalnie na życzenie cichego do tej pory Zatiego puszczona została "Lekcja miłości", przy której Pawełek wstał z miejsca, pochwycił łyżkę, którą Flawia karmiła i zaczął śpiewać do niej, jak do mikrofonu. A to chłopak miał gest romantyczny!
- Przepraszam... - dało się usłyszeć przebijający się głos Zagumnego. - Puśćcie mnie no! - jego głos przebijał się pośród muzyki i gwaru zabawy, która zrodziła się w tym małym pojeździe. - Wyłączcie to do cholery! - wszyscy spojrzeli zaskoczeni na strapionego życiem rozgrywającego. - Syna mi porwali! - zaczął się trząść, z ust prawie popłynęła mu piana, oczy rzucały gromami, a resztki włosów na głowie przybrały jeszcze bardziej marchewkowy kolor.
- Mikołaj! - i tak oto dorobiliśmy się zmarchewkowanego Zagumnego, omdlałej Oliwii i zmartwionej całej reprezentacji. Nic dobrego nie może z tej zgrai wyjść!
- Panie kierowco, na lotnisko! Migusiem! - jedynym przytomnie myślącym człowiekiem okazał się młody Ignaczak, który jednocześnie zaczął kierować całą akcją i tulić do siebie zmartwioną zagubieniem brata Wiktorię.
Wszystko działo się bardzo szybko, kierowca złamał chyba wszystkie możliwe przepisy, jednak jechał z nożem na gardle w postaci Sebastiana stojącego nad nim. Za młodym Ignaczakiem panie zajęły się Oliwką, a panowie Pawełkiem, podając mu marchewkę, którą to jeść miały dzieciaczki, ale znajomość Gumowego charakteru i wiedza, że jedynie marchewki są w stanie go wyciszyć przekonały dzieciaczki do oddania swego jedzonka w rączki wujaszka. Co z tego, że zrobi się jeszcze bardziej rudy, wszyscy go i tak będą kochać. Dosłownie po kilkunastu minutach cała zgraja znów wylądowała na lotnisku, gdzie rozpoczęły się poszukiwania. Zdruzgotany ojczulek wleciał do sali przylotów i sprawdzał, czy czasem jego mały urwis nie siedzi gdzieś pod którymś z krzesełek. Zatroskany chodził na czworaka po całym pomieszczeniu, podnosząc nogi wszystkich siedzących, by spojrzeć pod ich miejsce. Niestety tam Mikołaja nie było! Oliwia za to, jak to prawdziwa kobieta poleciała od razu sprawdzać łazienki, czy aby przypadkiem młody nie został się w jednej z kabin, gdy ona poprawiała sobie makijaż, a maluch był z nią. Czołgała się i sprawdzała, czy czasem gdzieś nie będzie widać zielono-czerwono-niebieskich drogich buciczków z haczykiem, w które to ubrany był chłopiec. Nie znalazła ich jednak. Ta ogarnięta część naszej wycieczki wyciągnęła z kieszeni swoje bajeranckie telefoniki i pokazując zdjęcie chłopczyka pytali przechodniów o niego. Niestety i to nie przyniosło żadnego rozwiązania. Sebastian głowił się, gdzie mógł się podziać być może jego przyszły szwagier. Analizował każdą chwilę spędzoną w samolocie i na lotnisku, kiedy to widział młodego Zagumnego, który przeszkadzał mu w rozmowie z Wiktorią. W końcu wyrzucił dłonie do góry, krzyknął głośno i pobiegł w stronę autokaru. Nakazał kierowcy otworzyć luk bagażowy, a jego oczom ukazał się mały szkrab, którego wziął na ręce i podreptał dumny z rozwiązania zagadki w stronę całego zgromadzenia.
- Proszę o uwagę! - zamilkł na chwilę. - Cisza! - wreszcie wszyscy spojrzeli na niego, a na twarzach zaczęły pojawiać się uśmiechy, a ten największy u pana z marchewkowymi włosami, który od razu chwycił syna w ramiona.
- Moje dziecko kochane! - rozpłakał się... Czy ktoś widział kiedykolwiek płaczącego Pawła Zagumnego? Jeśli nie, to własnie teraz, na lotnisku we Francji miał ku temu okazję, musiał się jedynie tam znajdować, jak cała reprezentacja, rodziny oraz przypadkowi gapie. W gruncie małe grono ludzi. - Dziękuję Sebastianie - przytulił młodego Ignaczaka. - Witaj w rodzinie, synu - szepnął mu bardzo cicho na ucho, a chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha, by zaraz zostać wyściskany przez kolejną Panią Zagumny i wybrankę swojego serca, od której to dostał całusa w policzek. Rozmarzył się...
- No rozejść się do pokoi! - zarządził kierownik reprezentacji, kiedy to wreszcie wszyscy dotarli do hotelu. Dzisiejszy dzień siatkarze mieli już wolny, więc po wstępnym rozpakowaniu się w pokoju każdy zapewne postanowi wybrać się na zewnątrz, by zwiedzać okolicę. Ignaczak już obmyślał, komu by tu dzieci sprzedać, żeby zabrać Iwonkę na romantyczny spacer po plaży. Większość uważa pewnie, że mężczyźni nie mają głowy do dat, jednak nie Krzysiu. Ten człowiek doskonale pamięta, że to właśnie w zbliżonym czasie do obecnego oświadczył się swojej małżonce nad polskim morzem. Rozmarzył się troszeczkę, wracając do tych odległych czasów, kiedy to mógł jeszcze całe noce kochać... rozmawiać! ze swoją małżonką. Ach! Co to były za czasy. Młodzi, piękni, pełni witalności... Oczywiście Krzysiu nie sądzi, ażeby jego małżonka z wiekiem traciła na urodzie, wręcz przeciwnie, piękniała z wiekiem! Niejeden ogląda się za panią Ignaczak, wzbudzając w Krzysztofie jego ciemniejszą stronę. Ciemniejszą stronę zazdrosnego Krzysztofa. Teraz jednak szedł Krzyś rozmarzony i uśmiechnięty od ucha do ucha, gdyż udało mu się sprzedać dzieciaki pod opiekę Winiarskich, którzy mieli już swoją dwójkę maluchów na głowie. Na jednym z leżaków wypatrzył swą ukochaną odzianą w skąpy kostium kąpielowy i chustę zawisłą na biodrach. Ciepła, krwistoczerwona krew uderzyła nie tylko do mózgu libero, ale do dolnych partii ciała również. Zawadiackim krokiem podreptał w jej stronę, przysiadł się na skraju leżaka, dłonią zaczął delikatnie gładzić zgrabne udo małżonki, które otworzyła jedno oko, spojrzała na niego i z powrotem zamknęła oczy.
- Zapomnij, wkurzyłeś mnie tym, jak patrzyłeś złowrogo na biednego Stefana i na mnie w samolocie, więc na nic nie licz. Kładź się obok i korzystaj ze słońca. - Biedny Krzysiu nie miał nic więcej do powiedzenia, zdał sobie sprawę, że z miło spędzonego czasu nici. Ostatnio Iwonka zachowuje się tak coraz częściej. Jak to dobrze, że ostatnie tygodnie spędził w Spale, więc nie musiał wysłuchiwać jej lamentów i wahań emocjonalnych, tak bardzo chciałby wrócić do czasów z czerwca, gdy spotykał się z żoną raz w tygodniu i zawsze spędzali miłe chwile. Ba!, nawet cały weekend pod koniec maja. - Gdzie dzieci?
- U Winiarskich - odpowiedział spokojnie, bez radości, która została bezwiednie zgaszona. Nagle poczuł, jak jego leżak ugina się jeszcze bardziej, a przecież nie było możliwe to, żeby w ciągu kilku minut przybrał na wadze dobre ponad pięćdziesiąt kilogramów! Na swojej klatce poczuł czyjeś włosy, a na ustach wargi.
- Przepraszam Krzysiu, nie wiem, co się ze mną dzieje - pocałowała go delikatnie.
- Nic się nie stało, kocham Cię, Iwonka.
- Kocham Cię, Krzysiu... - podreptali oboje do hotelu, trzymając się za ręce, Krzyś znów się uśmiechał, a Iwonka wręcz promieniała przy swoim mężu. Z daleka było widać, jak ta para za sobą szaleje mimo upływających lat. Magia, jaką się otaczali była wyjątkowa. Dotarli pod hotel, odebrali dzieci od przyjaciół, które dosłownie zasypiały w ramionach. Krzyś niósł syna, a Iwona córkę. Uśmiechali się do siebie, byli naprawdę szczęśliwi. Już pod samymi drzwiami do ich apartamentu usłyszeli dziwne dźwięki dochodzące z pokoju obok. Bartmany... Krzyś już wiedział, że to będzie ciężka dla niego noc.
- No nie gniewaj się już na mnie - zaczął, gdy tylko libero podreptał do swojej córki, by uratować ją z opresji, w jaką wpadła przez niejakiego młodego Wlazłego. - Następnym razem po prostu zajmij się swoim biednym Bartusiem. Wiesz jak ja cierpię przed lotem i w jego trakcie? Ja nic wtedy nie mogę! - skomlał, ciągnąc za sobą walizki do autokaru, jednak jego luba nadal była nieugięta i słowem się do niego nie odezwała. - Spać nie mogę, jeść nie mogę...
- Bzykać też nie możesz... - dało się usłyszeć gdzieś z przodu. Nikogo innego, niż kapitana reprezentacji nie można było wręcz o takie słowa oskarżyć, więc nikt nie był zdziwiony, jedynie Bartunio się czerwony zrobił. Michał celowo nabijał się ze swojego szwagra, mrugając do siostry swojej żony. - Kłosowi miękną kolana, a tobie ten, co wyżej się umiejscowił między twoimi nogami! - Tego jeszcze polska siatkówka nie widziała! Dzik w żołędziach przy zrywie, jaki wykonał starszy przyjmujący, to picuś! Ale miał powód w postaci nadciągającego na niego Bartosza. Niestety jednak biegł tak nieudolnie, że o mało co nie wygrzmocił się o stopę swej małżonki, która oczywiście jak najbardziej przypadkiem znalazła się obok i mu ją niechcący podstawiła. Nie żeby coś! Kochała męża! Chciała go tylko lekko ukarać.
Gdy wreszcie cała ekipa zapakowała się do autokaru, gnieżdżąc wszystkie swe bagaże w małym luku na nie, mogła wreszcie zabrzmieć stara polska muzyka, wręcz same polskie klasyki, które zwykł zapuszczać duet Winiarski&Bartman, którzy nieudolnie dzierżyli rolę trzymania polskiego bumboxa. Do repertuaru włączone zostały hity lata, disco polo, piosenki biesiadne, jak i wszystkie ulubione nuty DJ. Winiara, który to najlepiej zna środowisko muzyczne i odnalazłby się w nim doskonale, w końcu nie każdy ma TAKI głos! Od tego momentu nie mogła już zapanować cisza w tym wesołym autobusie, każdy bawił się doskonale, korzystając z chwili uniesienia. Gdzieś na tylnych siedzeniach Krzysiu wreszcie przytulił się do żony i śpiewał jej wprost do ucha refren hitu Milano "O Tobie kochana". Rozochocił się nawet Cichy Pit, którego długie łapy, klejące się wcześniej do pośladków partnerki nagle zaczęły prawie sufitu dotykać, tak się dobrze chłopak bawił! A Ola? Oli to nie przeszkadzało, modliła się jedynie o to, żeby niczego nie popsuł, bo ona płacić za to nie będzie! Specjalnie na życzenie cichego do tej pory Zatiego puszczona została "Lekcja miłości", przy której Pawełek wstał z miejsca, pochwycił łyżkę, którą Flawia karmiła i zaczął śpiewać do niej, jak do mikrofonu. A to chłopak miał gest romantyczny!
- Przepraszam... - dało się usłyszeć przebijający się głos Zagumnego. - Puśćcie mnie no! - jego głos przebijał się pośród muzyki i gwaru zabawy, która zrodziła się w tym małym pojeździe. - Wyłączcie to do cholery! - wszyscy spojrzeli zaskoczeni na strapionego życiem rozgrywającego. - Syna mi porwali! - zaczął się trząść, z ust prawie popłynęła mu piana, oczy rzucały gromami, a resztki włosów na głowie przybrały jeszcze bardziej marchewkowy kolor.
- Mikołaj! - i tak oto dorobiliśmy się zmarchewkowanego Zagumnego, omdlałej Oliwii i zmartwionej całej reprezentacji. Nic dobrego nie może z tej zgrai wyjść!
- Panie kierowco, na lotnisko! Migusiem! - jedynym przytomnie myślącym człowiekiem okazał się młody Ignaczak, który jednocześnie zaczął kierować całą akcją i tulić do siebie zmartwioną zagubieniem brata Wiktorię.
Wszystko działo się bardzo szybko, kierowca złamał chyba wszystkie możliwe przepisy, jednak jechał z nożem na gardle w postaci Sebastiana stojącego nad nim. Za młodym Ignaczakiem panie zajęły się Oliwką, a panowie Pawełkiem, podając mu marchewkę, którą to jeść miały dzieciaczki, ale znajomość Gumowego charakteru i wiedza, że jedynie marchewki są w stanie go wyciszyć przekonały dzieciaczki do oddania swego jedzonka w rączki wujaszka. Co z tego, że zrobi się jeszcze bardziej rudy, wszyscy go i tak będą kochać. Dosłownie po kilkunastu minutach cała zgraja znów wylądowała na lotnisku, gdzie rozpoczęły się poszukiwania. Zdruzgotany ojczulek wleciał do sali przylotów i sprawdzał, czy czasem jego mały urwis nie siedzi gdzieś pod którymś z krzesełek. Zatroskany chodził na czworaka po całym pomieszczeniu, podnosząc nogi wszystkich siedzących, by spojrzeć pod ich miejsce. Niestety tam Mikołaja nie było! Oliwia za to, jak to prawdziwa kobieta poleciała od razu sprawdzać łazienki, czy aby przypadkiem młody nie został się w jednej z kabin, gdy ona poprawiała sobie makijaż, a maluch był z nią. Czołgała się i sprawdzała, czy czasem gdzieś nie będzie widać zielono-czerwono-niebieskich drogich buciczków z haczykiem, w które to ubrany był chłopiec. Nie znalazła ich jednak. Ta ogarnięta część naszej wycieczki wyciągnęła z kieszeni swoje bajeranckie telefoniki i pokazując zdjęcie chłopczyka pytali przechodniów o niego. Niestety i to nie przyniosło żadnego rozwiązania. Sebastian głowił się, gdzie mógł się podziać być może jego przyszły szwagier. Analizował każdą chwilę spędzoną w samolocie i na lotnisku, kiedy to widział młodego Zagumnego, który przeszkadzał mu w rozmowie z Wiktorią. W końcu wyrzucił dłonie do góry, krzyknął głośno i pobiegł w stronę autokaru. Nakazał kierowcy otworzyć luk bagażowy, a jego oczom ukazał się mały szkrab, którego wziął na ręce i podreptał dumny z rozwiązania zagadki w stronę całego zgromadzenia.
- Proszę o uwagę! - zamilkł na chwilę. - Cisza! - wreszcie wszyscy spojrzeli na niego, a na twarzach zaczęły pojawiać się uśmiechy, a ten największy u pana z marchewkowymi włosami, który od razu chwycił syna w ramiona.
- Moje dziecko kochane! - rozpłakał się... Czy ktoś widział kiedykolwiek płaczącego Pawła Zagumnego? Jeśli nie, to własnie teraz, na lotnisku we Francji miał ku temu okazję, musiał się jedynie tam znajdować, jak cała reprezentacja, rodziny oraz przypadkowi gapie. W gruncie małe grono ludzi. - Dziękuję Sebastianie - przytulił młodego Ignaczaka. - Witaj w rodzinie, synu - szepnął mu bardzo cicho na ucho, a chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha, by zaraz zostać wyściskany przez kolejną Panią Zagumny i wybrankę swojego serca, od której to dostał całusa w policzek. Rozmarzył się...
- No rozejść się do pokoi! - zarządził kierownik reprezentacji, kiedy to wreszcie wszyscy dotarli do hotelu. Dzisiejszy dzień siatkarze mieli już wolny, więc po wstępnym rozpakowaniu się w pokoju każdy zapewne postanowi wybrać się na zewnątrz, by zwiedzać okolicę. Ignaczak już obmyślał, komu by tu dzieci sprzedać, żeby zabrać Iwonkę na romantyczny spacer po plaży. Większość uważa pewnie, że mężczyźni nie mają głowy do dat, jednak nie Krzysiu. Ten człowiek doskonale pamięta, że to właśnie w zbliżonym czasie do obecnego oświadczył się swojej małżonce nad polskim morzem. Rozmarzył się troszeczkę, wracając do tych odległych czasów, kiedy to mógł jeszcze całe noce kochać... rozmawiać! ze swoją małżonką. Ach! Co to były za czasy. Młodzi, piękni, pełni witalności... Oczywiście Krzysiu nie sądzi, ażeby jego małżonka z wiekiem traciła na urodzie, wręcz przeciwnie, piękniała z wiekiem! Niejeden ogląda się za panią Ignaczak, wzbudzając w Krzysztofie jego ciemniejszą stronę. Ciemniejszą stronę zazdrosnego Krzysztofa. Teraz jednak szedł Krzyś rozmarzony i uśmiechnięty od ucha do ucha, gdyż udało mu się sprzedać dzieciaki pod opiekę Winiarskich, którzy mieli już swoją dwójkę maluchów na głowie. Na jednym z leżaków wypatrzył swą ukochaną odzianą w skąpy kostium kąpielowy i chustę zawisłą na biodrach. Ciepła, krwistoczerwona krew uderzyła nie tylko do mózgu libero, ale do dolnych partii ciała również. Zawadiackim krokiem podreptał w jej stronę, przysiadł się na skraju leżaka, dłonią zaczął delikatnie gładzić zgrabne udo małżonki, które otworzyła jedno oko, spojrzała na niego i z powrotem zamknęła oczy.
- Zapomnij, wkurzyłeś mnie tym, jak patrzyłeś złowrogo na biednego Stefana i na mnie w samolocie, więc na nic nie licz. Kładź się obok i korzystaj ze słońca. - Biedny Krzysiu nie miał nic więcej do powiedzenia, zdał sobie sprawę, że z miło spędzonego czasu nici. Ostatnio Iwonka zachowuje się tak coraz częściej. Jak to dobrze, że ostatnie tygodnie spędził w Spale, więc nie musiał wysłuchiwać jej lamentów i wahań emocjonalnych, tak bardzo chciałby wrócić do czasów z czerwca, gdy spotykał się z żoną raz w tygodniu i zawsze spędzali miłe chwile. Ba!, nawet cały weekend pod koniec maja. - Gdzie dzieci?
- U Winiarskich - odpowiedział spokojnie, bez radości, która została bezwiednie zgaszona. Nagle poczuł, jak jego leżak ugina się jeszcze bardziej, a przecież nie było możliwe to, żeby w ciągu kilku minut przybrał na wadze dobre ponad pięćdziesiąt kilogramów! Na swojej klatce poczuł czyjeś włosy, a na ustach wargi.
- Przepraszam Krzysiu, nie wiem, co się ze mną dzieje - pocałowała go delikatnie.
- Nic się nie stało, kocham Cię, Iwonka.
- Kocham Cię, Krzysiu... - podreptali oboje do hotelu, trzymając się za ręce, Krzyś znów się uśmiechał, a Iwonka wręcz promieniała przy swoim mężu. Z daleka było widać, jak ta para za sobą szaleje mimo upływających lat. Magia, jaką się otaczali była wyjątkowa. Dotarli pod hotel, odebrali dzieci od przyjaciół, które dosłownie zasypiały w ramionach. Krzyś niósł syna, a Iwona córkę. Uśmiechali się do siebie, byli naprawdę szczęśliwi. Już pod samymi drzwiami do ich apartamentu usłyszeli dziwne dźwięki dochodzące z pokoju obok. Bartmany... Krzyś już wiedział, że to będzie ciężka dla niego noc.
^O^
Cześć! Dzisiaj przemówię do Was tylko ja, czyli siatkarka kurkowa, gdyż Dzuzeppe zaniemogła z pewnych przyczyn.
Przesyłamy Wam 2. rozdział, od razu przepraszamy, że musiałyście aż tak długo czekać. Brak czasu. Dzuzeppe ma szkołę, ja mam pracę i tak jakoś blogger odszedł na nieco dalszy plan, ale już jesteśmy, już dodajemy kolejny part na naszej "Siatkarskiej Modzie na Sukces"! :)
Zachęcamy do wypowiadania się w komentarzach i do następnego :*