Francja to kraj zakochanych. Tak mówią książki, filmy i oczywiście nasi siatkarze. Natężenie miłości w hotelowej zatoczce Orłów Antigi było tak wielkie, że nie było czym oddychać. A to Bartmany świergoczący do siebie przy śniadaniu na stołówce, a to Kłosy, którzy, jak wiadomo ostatnimi czasy, lubią odłączać się od grupy i urządzać sobie romantyczne wypadziki. W końcu sali, gdzieś za rozłożystą palmą w wielkie doniczce dało się nawet zauważyć Paulinę Wlazły, która to UWAGA, UWAGA! Usadowiła się wygodnie na kolanach męża i czarowała go spojrzeniem, by jej wybaczył ostatnie "napady złości".Hoooo, delikatnie powiedziane! To przecież pani Wlazła sterroryzowała pół kadry, a biedne dzieci do dzisiaj omijają ją szerokim łukiem! Co za kobieta... Ale co się dziwić, bywają takie okresy w życiu kobiety, że musi sobie pokrzyczeć, po wyżywać się na innych, potem przytyć i męczyć się kilkanaście godzin, żeby mały cud świata z takiej wyszedł. Ale jak na razie to tylko plotki, nikt słowa nie powie, co by Mariusz trafnie zaatakował i dziecko drugie spłodził. Ale w sercu samego atakującego małe ziarenko, rozwijające się pod piersią jego żony, wyżłobiło już swoje miejsce. Mariusz pokochał tę maleńką istotkę całym sobą.
Dosłownie każda para gdzieś tam w swoim zaciszu napawała się swoim towarzystwem, a ich radość aż biła po oczach. Stefek trafnie zauważył, doszedł do właściwych wniosków i zaraz zanotował sobie w swoim magicznym zeszyciku, że takowe zgrupowania chłopakom służą i na pewno przed kolejną ważną imprezą zorganizuje coś podobnego! W końcu zaraz miały się odbyć Mistrzostwa Świata w Polsce! Oby tylko jego podopieczni nie rozochocili się za nadto, bo takie wyjazdy kosztują, Miruś nie będzie zadowolony, jak za rok przyjdzie mu o kilkanaście miejsc więcej rezerwować, jak każdemu z siatkarzy rodzina się powiększy po tak udanych wakacjach.
Do stołówki zawitała także pani Stęplewska-Kurek, trzymając swe małe dziecię za rączkę w towarzystwie siostry i jej rodziny, co się Winiarskimi zwie. O mało szlag jasny jej nie trafił, jak dojrzała Bartosza, którego to przecież szukała po wszystkich pokojach, siedzącego sobie ze swoim braciszkiem Kubą przy stole. Tak dobrze się bawił, że za pewne zapomniał z kim tu przyleciał! Ostatnimi czasy Kubunio strasznie miesza w ich życiu. A to chce na weekend z Bartkiem w góry jechać, a to go zaprasza do grania na konsoli, a to sam wprasza się w gościnę, że niby z ich córeczką bawić się chce. Jak od pierwszego wejrzenia pokochała młodszego z Kurków, tak ostatnio coraz bardziej zaczęła go nienawidzić, ponieważ jej własne małżeństwo bardzo przez tego młodzieńca cierpiało. Zacisnąwszy pięści przysiadła się do Winiarskich, klnąc w myślach na Uszatego. "Menda cholerna". Wokół było gwarno, jeden drugiego przekrzykiwał, wspominając ostatnie MŚ we Włoszech, gdzie to jak wiadomo kolorowo nie było z wynikiem końcowym, ale co się tam wydarzyło poza boiskiem, to już mało kto wiedział!
- A pamiętacie, jak Kubiak się w windzie zatrzasnął i krzyczał "Uwolnijcie mnie stąd, ja się tu duszę!" - rechotał Winiarski, nie mogąc złapać powietrza.
- Taaa a ty Misiek zamiast wdusić alarmowy, to żeś przycisnął 5 i jak ruszyło w górę, to się na półpiętrze zatrzymało! - dorzucił Kurek, ocierając łzy wywołane na skutek rozbawienia.
- Ale śmieszne, naprawdę. Łahahahaha! - zażenowany Dziku podparł głowę ręką. -Klaustrofobię mam! - wykrzyczał poważnie, ale widząc, że wszyscy się śmieją, to i on nie wytrzymał i dołączył do towarzystwa.
Wszyscy poza Flawią. Flawią, która miała dosyć swojego egoistycznego, wiecznie zazdrosnego męża. Tego, który najpierw mocno ją namawiał na to, by poleciała z nim do Capberton, by potem mieć ją w głębokim poszanowaniu. Tego, który to na lotnisku w Warszawie latał, pozując do zdjęć z córką, a ją zostawił samą z bagażami. Tego, który w samolocie wrzeszczał na biednego Karollo, a potem zarzucał jej zbytnie zaangażowanie w rozmowę o jego miękkich kolanach. Miała Bartka i jego zachowania po dziurki w nosie! Dodatkowo zabrał młodszego brata...Nie było jej dane odpocząć, a przecież niby po to się tutaj znalazła. W ich hotelowym pokoju spał również Jakub, a przecież warto wspomnieć, że w domu Kurków mieszka on tuż za ścianą młodego małżeństwa i często wściubia nos w nieswoje sprawy! Tak bardzo chciała się już stamtąd wyprowadzić do nowego domu...
Gdy wyrwała się ze swoich przemyśleń, spostrzegła, że Amelii nie ma obok, a jeszcze niedawno siedziała i jadła płatki z mlekiem. Bardzo zaniepokojona nerwowo szukała wzrokiem dziecka, ale niedługo potem ulżyło jej, widząc jak Mela dobiega do taty, siadając na kolanach. Kochał ją...Amelka to było bartkowe oczko w głowie. Z resztą jak każde dziecko u innego siatkarza. Oni szaleli za swoimi pociechami! Byli świetnymi ojcami. Ojcami na kilka dni w miesiącu, ale te kilka dni wykorzystywali w maksimum. Nigdy złego słowa nie mogła powiedzieć o Bartku jako ojcu. Gdy tylko Amelka przyszła na świat, Bartek zakochał się w niej po uszy. Godzinami nosił ją w swoich ramionach, gdy Flawia odpoczywała po ciężkim porodzie, jak i później, gdy Amelka nie pozwalała im spokojnie przespać nocy. Gdy tylko Bartek mógł wyręczał ją we wszystkim. Gdy Mela ząbkowała to on znosił jej marudzenie, bawił się z nią po nocach. Był doskonałym ojcem. Ale w tym wszystkim zapomniał o niej. Zapomniał o swojej żonie. Widział w niej tylko matkę swojego dziecka, a przestał widzieć swoją seksowną kobietę. To bolało najbardziej.
Wyszła niepostrzeżenie stamtąd, udając się do apartamentu. Stanąwszy na balkonie, wpatrywała się w cudowne widoki francuskiej plaży. Szum wody przyjemnie drażniąc jej uszy, wysłał ją a w zasadzie jej myśli parę lat wstecz. Do czasów, kiedy to dopiero poznała Bartka. Za sprawą swojego zwariowanego szwagra Winiarskiego oczywiście! Od początku wraz z Dagmarą zapragnęli zabawić się we swatki no i im się udało jak widać. Wtedy było pięknie, kilka miesięcy nim dowiedzieli się, że Flawia spodziewa się dziecka. Po tym wszystko zaczęło się pierdzielić.
- Nie pasujemy do siebie... - szeptała, zapalając papierosa. - Dlaczego ty taki jesteś...? - sceny jak z opery mydlanej, wypisz wymaluj! Jak już sama zaczęła do siebie gadać?! Źle się działo, oj źle! Wzdrygnęła się, parząc papierosem w dłoń, kiedy to z impetem wpadł Bartosz, szukając swoich treningowych Adidasów.
- Tu jesteś! Amela jest na dole, ja idę pobiegać z Kubą, obiecałem mu pokazać pewne miejsce. - trajkotał, przerzucając wszystko co się nawinęło na drodze. Taaa, ciekawe kto to posprząta! Kurek bałaganiarz. Ta bidna kobita to się załamała, no bo jakby inaczej?!
- OBIECAŁEM MU! A mi co obiecałeś?! Pamiętasz? - ciskała piorunami z oczu, jakby mogła, a w zasadzie to mogła i nie wiem czemu tego nie zrobiła, walnęła by go czymś ciężkim w łeb!
- Ale że o co ci chodzi? - no patrzcie jaki zaszokowany! Biedny Bartunio, żona się go czepia. - Wiecznie masz jakiś problem kobieto, co ci nie pasuje?
- Braaawo, brawo, kurwa, ty! - zaklaskała ironicznie w dłonie, chwytając parę prześmierdziałych kajaków, które to potocznie zwą się butami treningowymi siatkarzy. Te leżały sobie grzecznie w kącie pokoju, ale oczywiście Kurkowi ciężko wytężyć mózgownicę i lepiej zrobić bałagan. Cisnęła nimi w mężczyznę i wyszła, zastanawiając się nad słusznością urlopu we Francji. Tak się zamyśliła, więc i wpadła na Kłosa. A co tam. Kłos jak to Kłos, objął ją swymi silnymi ramionami, co by na skutek zderzenia się czasem nie przewróciła, a ich piękne oczęta spotkały się gdzieś na swej drodze. Aż iskry szły! Pod wpływem takiego napięcia to i by korki wywaliło, a potem szukaj winnych, jak tu prądu w całym kompleksie brak! W takich ciemnościach to i by do jakiejś fatalnej pomyłki mogło dojść! Dobrze, uwierzcie, że dobrze, iż nikt tego nie widział, bo plotki to by były gwarantowane! A i Kura miałby kolejny powód ku temu, by się czepić Karola. A tego to nie chciał nikt. - Przepraszam, nie patrzyłam nawet gdzie i na kogo idę... - zaczerwieniła się pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia. Dawno już nikt tak na nią nie patrzył. Bartek w końcu ostatnio widział tylko małą Amelkę.
- Wszystko w porządku?
- Tak Karol, wszystko w porządku... - odsunęła się od mężczyzny, choć wcale tego nie chciała. Przez ten ułamek sekundy poczuła się... pożądana? Dobrze, że akurat w tym momencie z pokoju Kłosów wyszła Daria, na której twarzy wymalowało się lekkie zdziwienie. W końcu nie była przyzwyczajona do tego, że w ramionach jej męża zobaczy inną. Kłos w porę ogarnął swoje myśli, ucałował w czoło swoją młodą i piękną żonę, z którą to ostatnimi czasy miał wspaniały kontakt i za żadne skarby chińskiego przemysłu nie chciał tego stracić. Zbyt wiele czasu stracił, by ich SOBOTNIA NOC nie skończyła się na niedzielnym poranku, a trwała dalej.
- Pięknie razem wyglądacie... Zazdroszczę wam - Flawia miała łzy w oczach, co nie uszło uwadze Darii. Wciągnęła dziewczynę do pokoju, okryła ciepłym kocem, widząc że ta drży i dała do picia ciepłą czekoladę, która to początkowo zrobiła dla siebie. Wygoniła męża z pokoju, nakazała mu najpierw przynieść Amelkę do swojego pokoju, a potem na poważnie pogadać z Bartoszem, a sama zajęła się kobietą. - On mnie już nie kocha! - Stęplewska wybuchnęła jeszcze większym szlochem niż chwilę wcześniej na korytarzu.
- Flawia, to nie prawda. Przecież Bartek kocha ciebie i Amelkę całym swoim sercem, nikogo innego. - Przytuliła mocno trzęsącą się kobietę. Sama również zauważyła, że miedzy Kurkami nie dzieje się ostatnie za dobrze, ale nie była w stanie uwierzyć w to, jakoby Bartosz przestał kochać swoją małżonkę. Słyszała wiele o ich burzliwej przeszłości, jednakże uczucie, które biło od nich jeszcze niespełna kilka tygodni temu nie pozwalało jej myśleć, jakoby Kurkowi nagle miłość odeszła.
- On kocha tylko Amelkę, ja jestem już tylko kobietą, z która ma dziecko, a nie miłością jego życia... On nie patrzy już na mnie z pożądaniem, nie chce mnie, rozumiesz? - Dopóki sen nie zmorzył Flawii, ta powtarzała te słowa do znudzenia. Na szczęście Amelka przyniesiona w ramionach Karola do pokoju spała jak aniołek od dawna. Daria również miała łzy w oczach, bo od dawna nie miała już styczności z tak roztrzęsioną kobietą. Jej przyjaciółka, Basia, odkąd tylko na stałe związała się z Wroniastym, wręcz rozkwita. Oboje z Andrzejem czas w Capberton traktują jak swój miesiąc miodowy, który musieli skrócić na rzecz gry Andrzeja w reprezentacji. Daria okryła szczelnie kołdrą obydwa skarby Kurka, a sama wyszła na balkon. Na niebie jasno świecił Księżyc w pełni, wokół było jasno, półmrok spowijał cały kurort ogarnięty nocną ciszą. Dopiero po chwili zobaczyła na balkonie obok postać mężczyzny w samym dole od piżamy. W blasku Księżyca widziała jego wyrzeźbioną klatkę piersiową, zarysowane kości biodrowe. Wpatrzony był w ocean widoczny tuż za bujną roślinnością. Widziała jego lewy profil, był zamyślony i niezwykle przystojny. Znała go. Wielokrotnie rozmawiała czy żartowała z nim, ale teraz zaczęła w nim widzieć kogoś więcej niż tylko kolegę z pracy męża. Zobaczyła w nim szalenie przystojnego mężczyznę, który nonszalancko palił papierosa. Nie widziała go nigdy wcześniej palącego, nie wyczuła też nigdy dymu. Jednak musiała przyznać, że ten mały drobiazg dodawał mu męskości.
- Znów palisz? - Daria usłyszała kobiecy głos, a po chwili obok mężczyzny zauważyła tulącą się do niego brunetkę. Zasmuciła się. Mimo świadomości, że mężczyzna ma żonę, mimo swoich dobrych z nią kontaktów obrazek tej dwójki tak bardzo szczęśliwych i zakochanych w sobie ukuł ją w serce. W jej małżeństwie wiodło się bardzo dobrze, razem z Karolem starali się o dziecko, o którym tak bardzo marzyła. Chciała dać mu pełną szczęśliwą rodzinę, której sama przez wiele lat nie miała. Gdy tylko odnalazła swojego biologicznego ojca, poznała, co to znaczy "mieć rodzinę". Andrzej okazał się wspaniałym przyrodnim bratem, a jego matka pokochała dziewczynę całym sercem. Daria nie zapomniała jednak o swojej matce, której grób odwiedzała bardzo często, tak samo jak i dziadków mieszkających nadal w Krakowie.
- A ty zaraz zmarzniesz. - Mężczyzna zaśmiał się do swojej żony. - To tylko siedem dni, kotku... Niedługo wracamy do domu... - nie słyszała już dalej ich rozmowy, weszli do swojego pokoju, zamknęli drzwi balkonowe, a Daria została sama. Po chwili i ona schowała się do ciepłego pomieszczenia. Położyła się na łóżku obok dwóch pań Kurek i zasnęła.
Za to jej mąż absolutnie nie mógł spokojnie spać. Błądził po okolicznym lesie w poszukiwaniu Uszatego i jego młodszego klona, Kuby. Obaj podobno mieli biegać, ale za najlepsze kurki wodne nie mógł ich znaleźć. Robiło się coraz ciemniej i nawet Księżyc przestał tak łatwo przebijać się miedzy drzewami, jak wcześniej i oświetlać środkowemu drogę. Musiał sam przed sobą przyznać, że strach zaczął wchodzić mu do gaci i coraz mocniej trząść portkami. Od dziecka nie lubił miejsc, w których czułby się osaczony przez potwory. Doskonale pamiętał, jak w dzieciństwie kuzyni zamknęli go na całą noc w stodole u dziadków na wsi, a dorosłym powiedzieli, że od dawna śpi na strychu w swoim pokoju. Ile to mały Karol się napłakał w nocy to jego. U dziadków Kłosów w stodole trzymało się zboże i siano dla zwierząt. W nocy przemykał się tu rudy kot Filemon, którego mały chłopiec bał się jak ognia. To było dla niego traumatyczne przeżycie. Nie chciał już potem razem z kuzynostwem spędzać wakacje na wsi w tym samym czasie. Wtedy właśnie zaczął zapisywać się na wszelakie obozy sportowe, byleby nie jeździć w wakacje na wieś. Można powiedzieć, że ciemna noc to dla niego moment, w którym sam potrzebuje silnego ramienia, a nie chwila, w której sam nim będzie dla kogoś.
Rozejrzał się jeszcze raz dobrze wokół siebie, by upewnić się, że jest bezpieczny. W jego najbliższym otoczeniu nie było żywej duszy. Ale z drugiej strony, potwory nie muszą być żywe, pomyślał i ruszył żwawym krokiem na przód, marząc o tym, żeby jak najszybciej jego nocna zmora w postaci braci Kurków odnalazła się. Przydrożne krzewy zaczęły przybierać dla środkowego kształty, których nawet w najbardziej znienawidzonych horrorach nie widział. Zresztą, sam czuł się tak, jakby grał w jednym z najstraszniejszych horrorów. Nawet spokojne do tej pory sowy zaczęły coraz bardziej nerwowo wydawać z siebie dźwięki. Ciarki przemykały się po plecach Karola, jakby był to ich raj na ziemi. Dreszcze mknące w dół kręgosłupa robiły z tego wysportowanego i dużego mężczyzny małego chłopca, bojącego się własnego cienia. Gdzieś w oddali usłyszał drobny szmer, jakby mała myszka przebiegła z jednego kopca siana w drugi. Z każdą chwilą dźwięk stawał się coraz bardziej intensywny. Z jednej małej myszki zrobiły się dwa wielkie stwory, które maszerowały na wystraszonym i wręcz sikającym ze strachu Kłosem. Ten nie miał odwagi by odwrócić się i stawić czoła swoim zmorom, modlił się, by dźwięki umilkły, a on sam mógł wrócić już do hotelowego pokoju i ułożyć się w łóżku z małżonką... Panny Kurek... Zajmują jego łóżko za sprawą tych, których podjął się odnaleźć... - Witaj Karolku! - obaj bracia Kurek, po wcześniejszej naradzie, krzyknęli przeraźliwie głośno z obu stron głowy biednego Karola, który z wrażenia i przerażenia aż padł jak długi, o mały włos nie rozwalając sobie głowy na kamieniu. Oj zdecydowanie będzie się z czego śmiać na stare lata, a już szczególnie jeśli jest się omdlałym Karolem Kłosem, pozostawionym na pastwę dwóch braci Kurek, którzy nigdy nie omieszkają zrobić komuś choćby najdrobniejszego psikusa! Jednak jako prawdziwi mężczyźni przede wszystkim przetransportowali biednego środkowego do własnego apartamentu, Darię wiadomością tekstową poinformowali, że jej mąż jest bezpieczni i zasnęli wreszcie wszyscy razem w wielkim kurkowym łożu małżeńskim.
- Wszystko w porządku?
- Tak Karol, wszystko w porządku... - odsunęła się od mężczyzny, choć wcale tego nie chciała. Przez ten ułamek sekundy poczuła się... pożądana? Dobrze, że akurat w tym momencie z pokoju Kłosów wyszła Daria, na której twarzy wymalowało się lekkie zdziwienie. W końcu nie była przyzwyczajona do tego, że w ramionach jej męża zobaczy inną. Kłos w porę ogarnął swoje myśli, ucałował w czoło swoją młodą i piękną żonę, z którą to ostatnimi czasy miał wspaniały kontakt i za żadne skarby chińskiego przemysłu nie chciał tego stracić. Zbyt wiele czasu stracił, by ich SOBOTNIA NOC nie skończyła się na niedzielnym poranku, a trwała dalej.
- Pięknie razem wyglądacie... Zazdroszczę wam - Flawia miała łzy w oczach, co nie uszło uwadze Darii. Wciągnęła dziewczynę do pokoju, okryła ciepłym kocem, widząc że ta drży i dała do picia ciepłą czekoladę, która to początkowo zrobiła dla siebie. Wygoniła męża z pokoju, nakazała mu najpierw przynieść Amelkę do swojego pokoju, a potem na poważnie pogadać z Bartoszem, a sama zajęła się kobietą. - On mnie już nie kocha! - Stęplewska wybuchnęła jeszcze większym szlochem niż chwilę wcześniej na korytarzu.
- Flawia, to nie prawda. Przecież Bartek kocha ciebie i Amelkę całym swoim sercem, nikogo innego. - Przytuliła mocno trzęsącą się kobietę. Sama również zauważyła, że miedzy Kurkami nie dzieje się ostatnie za dobrze, ale nie była w stanie uwierzyć w to, jakoby Bartosz przestał kochać swoją małżonkę. Słyszała wiele o ich burzliwej przeszłości, jednakże uczucie, które biło od nich jeszcze niespełna kilka tygodni temu nie pozwalało jej myśleć, jakoby Kurkowi nagle miłość odeszła.
- On kocha tylko Amelkę, ja jestem już tylko kobietą, z która ma dziecko, a nie miłością jego życia... On nie patrzy już na mnie z pożądaniem, nie chce mnie, rozumiesz? - Dopóki sen nie zmorzył Flawii, ta powtarzała te słowa do znudzenia. Na szczęście Amelka przyniesiona w ramionach Karola do pokoju spała jak aniołek od dawna. Daria również miała łzy w oczach, bo od dawna nie miała już styczności z tak roztrzęsioną kobietą. Jej przyjaciółka, Basia, odkąd tylko na stałe związała się z Wroniastym, wręcz rozkwita. Oboje z Andrzejem czas w Capberton traktują jak swój miesiąc miodowy, który musieli skrócić na rzecz gry Andrzeja w reprezentacji. Daria okryła szczelnie kołdrą obydwa skarby Kurka, a sama wyszła na balkon. Na niebie jasno świecił Księżyc w pełni, wokół było jasno, półmrok spowijał cały kurort ogarnięty nocną ciszą. Dopiero po chwili zobaczyła na balkonie obok postać mężczyzny w samym dole od piżamy. W blasku Księżyca widziała jego wyrzeźbioną klatkę piersiową, zarysowane kości biodrowe. Wpatrzony był w ocean widoczny tuż za bujną roślinnością. Widziała jego lewy profil, był zamyślony i niezwykle przystojny. Znała go. Wielokrotnie rozmawiała czy żartowała z nim, ale teraz zaczęła w nim widzieć kogoś więcej niż tylko kolegę z pracy męża. Zobaczyła w nim szalenie przystojnego mężczyznę, który nonszalancko palił papierosa. Nie widziała go nigdy wcześniej palącego, nie wyczuła też nigdy dymu. Jednak musiała przyznać, że ten mały drobiazg dodawał mu męskości.
- Znów palisz? - Daria usłyszała kobiecy głos, a po chwili obok mężczyzny zauważyła tulącą się do niego brunetkę. Zasmuciła się. Mimo świadomości, że mężczyzna ma żonę, mimo swoich dobrych z nią kontaktów obrazek tej dwójki tak bardzo szczęśliwych i zakochanych w sobie ukuł ją w serce. W jej małżeństwie wiodło się bardzo dobrze, razem z Karolem starali się o dziecko, o którym tak bardzo marzyła. Chciała dać mu pełną szczęśliwą rodzinę, której sama przez wiele lat nie miała. Gdy tylko odnalazła swojego biologicznego ojca, poznała, co to znaczy "mieć rodzinę". Andrzej okazał się wspaniałym przyrodnim bratem, a jego matka pokochała dziewczynę całym sercem. Daria nie zapomniała jednak o swojej matce, której grób odwiedzała bardzo często, tak samo jak i dziadków mieszkających nadal w Krakowie.
- A ty zaraz zmarzniesz. - Mężczyzna zaśmiał się do swojej żony. - To tylko siedem dni, kotku... Niedługo wracamy do domu... - nie słyszała już dalej ich rozmowy, weszli do swojego pokoju, zamknęli drzwi balkonowe, a Daria została sama. Po chwili i ona schowała się do ciepłego pomieszczenia. Położyła się na łóżku obok dwóch pań Kurek i zasnęła.
Za to jej mąż absolutnie nie mógł spokojnie spać. Błądził po okolicznym lesie w poszukiwaniu Uszatego i jego młodszego klona, Kuby. Obaj podobno mieli biegać, ale za najlepsze kurki wodne nie mógł ich znaleźć. Robiło się coraz ciemniej i nawet Księżyc przestał tak łatwo przebijać się miedzy drzewami, jak wcześniej i oświetlać środkowemu drogę. Musiał sam przed sobą przyznać, że strach zaczął wchodzić mu do gaci i coraz mocniej trząść portkami. Od dziecka nie lubił miejsc, w których czułby się osaczony przez potwory. Doskonale pamiętał, jak w dzieciństwie kuzyni zamknęli go na całą noc w stodole u dziadków na wsi, a dorosłym powiedzieli, że od dawna śpi na strychu w swoim pokoju. Ile to mały Karol się napłakał w nocy to jego. U dziadków Kłosów w stodole trzymało się zboże i siano dla zwierząt. W nocy przemykał się tu rudy kot Filemon, którego mały chłopiec bał się jak ognia. To było dla niego traumatyczne przeżycie. Nie chciał już potem razem z kuzynostwem spędzać wakacje na wsi w tym samym czasie. Wtedy właśnie zaczął zapisywać się na wszelakie obozy sportowe, byleby nie jeździć w wakacje na wieś. Można powiedzieć, że ciemna noc to dla niego moment, w którym sam potrzebuje silnego ramienia, a nie chwila, w której sam nim będzie dla kogoś.
Rozejrzał się jeszcze raz dobrze wokół siebie, by upewnić się, że jest bezpieczny. W jego najbliższym otoczeniu nie było żywej duszy. Ale z drugiej strony, potwory nie muszą być żywe, pomyślał i ruszył żwawym krokiem na przód, marząc o tym, żeby jak najszybciej jego nocna zmora w postaci braci Kurków odnalazła się. Przydrożne krzewy zaczęły przybierać dla środkowego kształty, których nawet w najbardziej znienawidzonych horrorach nie widział. Zresztą, sam czuł się tak, jakby grał w jednym z najstraszniejszych horrorów. Nawet spokojne do tej pory sowy zaczęły coraz bardziej nerwowo wydawać z siebie dźwięki. Ciarki przemykały się po plecach Karola, jakby był to ich raj na ziemi. Dreszcze mknące w dół kręgosłupa robiły z tego wysportowanego i dużego mężczyzny małego chłopca, bojącego się własnego cienia. Gdzieś w oddali usłyszał drobny szmer, jakby mała myszka przebiegła z jednego kopca siana w drugi. Z każdą chwilą dźwięk stawał się coraz bardziej intensywny. Z jednej małej myszki zrobiły się dwa wielkie stwory, które maszerowały na wystraszonym i wręcz sikającym ze strachu Kłosem. Ten nie miał odwagi by odwrócić się i stawić czoła swoim zmorom, modlił się, by dźwięki umilkły, a on sam mógł wrócić już do hotelowego pokoju i ułożyć się w łóżku z małżonką... Panny Kurek... Zajmują jego łóżko za sprawą tych, których podjął się odnaleźć... - Witaj Karolku! - obaj bracia Kurek, po wcześniejszej naradzie, krzyknęli przeraźliwie głośno z obu stron głowy biednego Karola, który z wrażenia i przerażenia aż padł jak długi, o mały włos nie rozwalając sobie głowy na kamieniu. Oj zdecydowanie będzie się z czego śmiać na stare lata, a już szczególnie jeśli jest się omdlałym Karolem Kłosem, pozostawionym na pastwę dwóch braci Kurek, którzy nigdy nie omieszkają zrobić komuś choćby najdrobniejszego psikusa! Jednak jako prawdziwi mężczyźni przede wszystkim przetransportowali biednego środkowego do własnego apartamentu, Darię wiadomością tekstową poinformowali, że jej mąż jest bezpieczni i zasnęli wreszcie wszyscy razem w wielkim kurkowym łożu małżeńskim.
^O^
Nasze dzieło, tym razem pisane pół na pół :)
Długo musiałyście czekać, za co oczywiście przepraszam w imieniu swoim i Dzuzeppe.
Cóż Wam jeszcze powiedzieć...jak widzicie nasza Moda coraz bardziej przypomina telewizyjną "Modę na Sukces" i uwierzcie, że z każdym kolejnym rozdziałem będzie gorzej :D
Pozdrawiam, wasza siatkarka <3
światny
OdpowiedzUsuńDobre!
OdpowiedzUsuńSuper blog. Twoje opowiadanie jest niesamowite, te parę rozdziałów przeczytałam dosłownie na jednym wdechu. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny part.
OdpowiedzUsuńCzekam
Luna
Twój blog zostal niminowany do Liebster Award wiecej szczegolow >>>> http://orginalneszczescie.blogspot.com/2016/03/liebsrer-award.html?m=1
OdpowiedzUsuńświetny czekam
OdpowiedzUsuńBędzie to coś nowego?
OdpowiedzUsuńBędzie to coś nowego?
OdpowiedzUsuńKiedyś może tak :) Jednak ani ja, ani Dzuzeppe nie mamy czasu. Życie prywatne nie pozwala nam na pisanie. Ja oficjalnie już dawno zakonczylam swoją "karierę " na blogach :) Teraz wszystko w rękach mojej wspolniczki. Jeśli postanowi to dokończyć to na pewno to zrobi. Pozdrawiam- Zośka Zośka (siatkarka kurkowa)
Usuń